Do strony początkowej LPJ...

Piotr Müldner-Nieckowski

(Polski Tygodnik Lekarski: NOTATKI JĘZYKOWE)

 

 

POKRĘTNY JĘZYK PANA DOKTORA

 

Wodolejstwo, owijanie w bawełnę, pozorowanie naukowości tekstu, używanie rozwlekłych zwrotów, a zwłaszcza barokowych konstrukcji stylistycznych w pracach naukowych jest słusznie uważane za istotne uchybienie.

Hans Selye ("Od marzenia do odkrycia naukowego", PZWL, Warszawa 1967) przestrzega przed takimi błędami i podaje wiele ważnych wskazówek, jak należy pisać prosto, zrozumiale. Uważa, że im łatwiejszy język, tym większe należy się uznanie autorowi. W polszczyźnie lekarskiej za przykład mogą służyć książki Antoniego Kępińskiego. Niestety takich twórców jest u nas niewielu.

Wielka to bowiem sztuka! Z przykrością wyławiam z pamięci przypadki, kiedy klarownie napisane prace, pod względem stylistycznym dostępne nawet dla zupełnych laików, były z tego powodu odrzucane przez promotorów, redaktorów czasopism i wydawnictwa naukowe. Bardzo nad tym bolał wybitny znawca języka lekarskiego Zbigniew Woźniewski, wytykali i inni, ale wciąż się wydaje, że te głosy mają bardzo słabe echo. Jarosław Rudniański ("Sprawność umysłowa", Wiedza Powszechna, Warszawa 1972) pisał o tym następująco:

(...) Wiele osób, nawet wśród znających nieco dane zagadnienie, często nie potrafi rozróżnić tekstu, który "musi" być skomplikowany (gdyż samo zagadnienie jest skomplikowane), od tekstu, który skomplikowany jest tylko dlatego, iż autor nie ma daru jasnego wyrażania własnych myśli. Niekiedy nawet autor woli swoje myśli wyrażać w sposób zawiły i mało zrozumiały - proste i mało istotne zagadnienie wydaje się wtedy "naukowe"! Można np. powiedzieć: "Jest rzeczą oczywistą, że występujące różnice poziomów przy względnie małej długości działki powodują, iż profil terenu wyklucza zużytkowanie go jako potencjalnego obiektu działalności sportowej" - a można też wyrazić tę samą myśl inaczej: Teren jest za stromy na boisko sportowe"! Czyż jednak owo pierwsze powiedzenie nie brzmi dla niektórych ludzi bardziej "naukowo", bardziej ściśle? W rzeczywistości wcale tak nie jest, lecz nie każdy potrafi to zauważyć, gdyż urok zagmatwanych zdań jest wielki. Fakt, iż zdanie trzeba trzy razy przeczytać, aby odkryć najprostszy sens, stanowi dla niesnobistycznego czytelnika przeszkodę w pracy. Na marginesie zaznaczamy, iż jedynie wysokiej klasy pracownik naukowy potrafi otwarcie i publicznie powiedzieć swojemu rozmówcy o tej samej specjalności nie rozumiem (...)

Po tym sugestywnym cytacie warto dorzucić coś z naszej, lekarskiej łączki i zachwycić się przemyślnością autora (nazwisko dość znane) takiego oto tekstu:

Kryterium, wyróżniającym zawody, posiadające własną etykę, jest bezpośrednie dysponowanie przez wykonawców danej profesji niekwestionowanymi, powszechnie uznanymi i cenionymi społecznie wartościami, jak np.: życie i zdrowie, wolność, wychowanie i kształcenie. Realizacja przykładowo wymienionych wartości społecznych przez przedstawicieli odpowiedniego zawodu: lekarza, adwokata, nauczyciela, czy dziennikarza, niejednokrotnie przez decyzje jednoosobowe, nakłada na wykonawców tychże profesji szczególne powinności, znaczenie wyższe niż na przedstawicieli innych zawodów. Jest to zasadniczy powód tworzenia i uzasadnienia istnienia zbiorów norm (kodeksów i przysiąg), reglamentujących postępowanie wykonawców tych zawodów.

Konia z rzędem temu, kto czytając te panadoktorskie słowa od razu wszystko zrozumiał i nie musiał się cofać do początku ustępu. Trzeba wyjaśnić, że mowa tu o deontologii i że zawartą w cytacie myśł można wyrazić na przykład tak:

Od lekarza, adwokata, nauczyciela czy dziennikarza wymaga się szczególnie dużo, bo zajmują się tak ważnymi sprawami jak np. życie i zdrowie, wolność, wychowanie, kształcenie. Dlatego stworzono zbiory norm postępowania (kodeksy, przysięgi) dla tych właśnie zawodów, a ich przedstawiciele są zobowiązani do postępowania według zasad etyki zawodowej.

Ten przykład, zaczerpnięty z książki lekarskiej, po prostu przeraża. Stwierdzenie podstawowego faktu zostało podane w słowach, które zmuszają czytelników, aby padli na kolana przed wywodem niezwykle skomplikowanym (w domyśle: przed autorem). Spomiędzy wierszy zdaje się przeciskać uwaga: lepiej odłóż tę książkę, bo jesteś durniem.

Tak właśnie często się dzieje. Czytelnik odkłada książkę, bierze inną lekturę, a o tej na zawsze zapomina. Nie ma większej kary dla autora niż zapomnienie, lecz czytelnikowi dzieje się krzywda jeszcze większa.

Piotr Müldner-Nieckowski

(wg: Polski Tygodnik Lekarski nr 26, 29.06.1981)