Zauważyłem w programach komputerowych słowo
"deinstalacja". To chyba nie jest poprawne.
(Stanisław Jeziorny)
Deinstalacja to błąd ortograficzny, niestety bardzo
częsty. Powinno być dezinstalacja, tak jak dezintegracja itd.
Poprawną formą jest również dezynstalacja (tak jak "dezynfekcja",
"dezynsekcja", "dezynwoltura", "dezyntegracja"),
choć nie spotkałem jej w tekstach.
Chciałabym zapytać, który termin jest poprawny: dyzestezje, analogicznie jak dyzartia, czy dysestesje, przez analogię do dysleksja? Będę wdzięczna za odpowiedź.
z pozdrowieniami,
Monika Ś.
To kwestia wymowy polskiej i ortografii do niej dostosowanej.
"Dyz-" i "dez-" występują:
- przed wszystkimi samogłoskami,
- przed wszystkimi spółgłoskami dźwięcznymi: b, d, g, w(v), z, czyli mnemotechnicznie: bedegie-wuze.
(W niektórych wyrazach pochodzenia obcego występuje znak "v", dlatego uwzględniłem go w tym zestawie).
"Dys-" i "des-" występują przed spółgłoskami bezdźwięcznymi ("s" jest bezdźwięczne).
Dlatego: "dyzestezje" (analogicznie do "dyzenteria") i "dyzgust", ale
"dysleksja" i "dystonia".
"H" jest w polszczyźnie ogólnej bezdźwięczne jak "ch", więc: "dysharmonia". (Wyjątek stanowi połączenie przerostka "z". Piszemy: "zharmonizować", a nie *sharmonizować, bo tu dźwięczność "h" jeszcze się z dawnych czasów zachowała; wielu starszych ludzi wciąż wymawia "h" na początku niektórych wyrazów dźwięcznie; ponadto takiej wymowy są uczeni aktorzy).
Zapamiętanie tej zasady wystarczy, nie trzeba będzie szukać w słowniku ani zgadywać.
Oto wierszyk mnemotechniczny: "be-de-gie-wu-zet" są dźwięczne i tak jak samogłoski wymagają "z"! [2008]
Właśnie przeczytałam ciekawy artykuł p. Edwarda Kramera pt. "O bełkocie w medycynie" (link jest tu: wśród artykułów LPJ), a w nim, że w "Słowniku języka polskiego PWN" on-line występuje jako poprawna forma deoksy-, i dopiero na drugim miejscu umieszczono dotychczasową dezoksy-. Szczerze mówiąc, przeraziło mnie to, bo domyślam się, tak jak p. Kramer, że nastąpiło ślepe oddanie się regułom ortografii angielskiej. To przeciez zupełnie inny język i słowotwórczo, i fonologicznie! Myślę, że chodzi tu również o uleganie presji mediów i polityki z ich ubogim, bezideowym i prostackim językiem. Uzus uzusem, ale chyba przesadzono. Niedługo dowiemy się, że skoro wyszukiwarka Google znajduje więcej wyrazów o postaci "poszłem", to taka forma jest uprawniona. Obym tego nie dożyła (a stara, broń Boże, nie jestem). Wpis w słowniku PWN-u świadczy o zwycięstwie niechlujnej potoczności nad elegancją i starannością. Tak, jakby autorzy słownika języka polskiego w PWN-ie (niestety nazwisk nie podano) zapomnieli, że język polityki i publikatorów nieprzypadkowo jest prymitywny i niestaranny, dlatego że kieruje się go do słabo wykształconych mas, do których należy gros wyborców i czytelników reklam. Wykształcona i dbająca o język elita intelektualna przestała się liczyć jako ostoja kultury polskiej. Oceniam, że jest to ok. 10% społeczeństwa. Dziesięć procent ludzi, którym ani politycy, ani dziennikarze nie mają nic do powiedzenia. Język elity jest rugowany. Można by to spostrzeżenie poszerzyć, na przykład o obserwację polityki ministerstwa kultury wobec stowarzyszeń twórczych, ale to wykroczyłoby poza temat mojego listu.
Co Pan o tym sądzi? Czy Pan też jest za "deoksy-"?
Pozdrawiam serdecznie,
Katarzyna U.K., redaktorka w [dużym] wydawnictwie (oraz pięć koleżanek redaktorek, które myślą o polszczyźnie tak jak ja).
Wyjęła mi to Pani z ust. Nie jestem za "deoksy-". Nie potrafię wyjaśnić decyzji Redakcji Słowników PWN. Może to jakaś pomyłka, wypadek przy pracy? Zbytnie zawierzenie cytatom z wyszukiwarki internetowej albo z Korpusu Języka? Ludzi jest dużo, dzięki internetowi prawie wszyscy piszą, ale wielu (w tym dziennikarze) z błędami, czyli tak jak potrafią. To moim zdaniem nie znaczy, że będąc w większości mają prawo te błędy językowi polskiemu narzucać. Tu mamy do czynienia wręcz z forsowaniem obcej zasady ortograficznej. Dziękuję za list. [2010]
|